Dominikanki - misjonarki Opiekunki trędowatych Nakł. WKJ 1927, str 336+ wiele zdjęć, stan db+ (okładka twarda introligatorska, zżółknięcia, pieczątki i sygnatury - wycofane) rzadkie Wśród ślicznych postaci misjonarzy i misjonarek polskich, których tak licznie a tak cicho powoływał Bóg do najpełniejszej ofiary, jedno z pierwszych miejsc zajmie bez wątpienia Siostra Marja Stanisława od Jezusa, Dominikanka Kongregacji św. Katarzyny Sjeneńskiej. Urodzona w Krakowie z zacnej i dostatniej rodziny, po ivychowaniu otrzymanem w pensjonacie Panien Urszulanek, w samem zaraniu młodości, w r. 1898 porzuciła świat i ivstąpiła do rozwijającego się świetnie, ale bardzo surowego, misyjnego zgromadzenia, z zdecydowanem powołaniem do obsługi trędowatych. Po odbyciu nowicjatu w Etrepagny we Francji, oraz po krótkich praktykach szpitalnych w Delie i w Paryżu, już iv r. 1902 osiągnęła cel swych pragnień, bo wysłana została »do żywego grobu«, do zakładu dla trędowatych w Cocorite, na wyspie Trinidad, z grupy Antylów angielskich. Dążeniem tej bohaterskiej duszy było odciąć się od świata i pogrążyć się w całkowitem zapomnieniu. Jedynie na najusilniejsze nalegania ówczesnego redaktora Misyj katolickich, O. Marcina Czermińskiego T. J., zgodziła się S. Stanisława od czasu do czasu pisywać listy, które z wielkiemu zbudowaniem i ciekawością czytywali przez lat kilka odbiorcy wspomnianego czasopisma. Ale po roku 1909 i te rzadkie głosy ucichły. Ofiara miłości Bożej zamknęła się w głębokiej ciszy jedynie z Bogiem i z duszami, którym służy. Lampa życia nie dopaliła się do tej chwili, więc, na stanowcze życzenie autorki, nie możemy nawet podać do wiadomości publicznej jej nazwiska, ale zbiór tych listów, które już raz wydane były przez O. Czermińskiego w r. 1910, nie powinien pójść w zapomnienie. Owszem powinien napowrót dostać się do jak najliczniejszych rąk i serc, by opowiadać, jak wielkie dusze Bóg na ziemi naszej znajduje, by zapalać, podnosić, pociągać. I nie ulega wątpliwości, że przy wspaniale budzącym się u nas ruchu misyjnym, nie mało znajdzie się serc, które przykład S. Stanisławy porwie za sobą. W chwili kiedy piszemy te słowa, leży przed nami, dziś właśnie otrzymane zgłoszenie na misję do trędowatych bardzo dzielnej i szlachetnej duszy. Oby tych wielkich ofiar i tych śmiałych wzlotów ku Bogu było u nas jak najwięcej! Oby gorące, podniosłe dusze ściągały swem poświęceniem na biedną ojczyznę zmiłowanie Boże! Wtedy z pewnością moglibyśmy śmielej patrzeć w niepewną przyszłość, bo zawsze tak było i będzie w Królestwie Bożem, że za ofiarą idzie łaska i chwała. Kraków, 24 sierpnia 1927.
|