WTKKŚ 1988, str. 164, stan db Są u nas siły, sprzeciwiające się publikacji książek w rodzaju rozrachunkowych „Dzieci Arbatu", pod pozorem, że idzie o wewnętrzne sprawy ościennego państwa, nie zaś o tutejsze. Jednakże od chwili, gdy Słowacki napisał: „Pierwsza kibitko ruska!" - zsyłka stała się elementem naszej własnej historii, weszła do narodowego śpiewnika strofami „Nie dbam, jaka spadnie kara"... Do opisu tych dziejów dołącza dziś tekst Adama Ochockiego; jego wspominki, zwolnione z klamry pół-wiekowego milczenia zdają się - w obiegu zwanym pierwszym - stanowić początek literackiego wypełniania plamy, białej od tamtejszych śniegów „liesopowa-łu". I pisarsko ukazują fakt, iż szlak ku ojczyźnie, dziesiątkami lat zachwalany jako „najkrótsza droga" - był w istocie drogą najdalszą, tysiącami kilometrów, do tajgi i z powrotem, wiodącą przez ból i upodlenie. I tu raptem mamy rys szczególny tej książki: jej ton, ni to szwejkowski, ni Lejzorka Rojtszwańca, gdzie makabra i horror stają się szyderczo zjawiskami naturalnymi, oczywistością, wręcz banałem całej epoki. Kto wie, czy ten właśnie tryb narracji nie ukazuje przenikliwiej losu, zgotowanego kędyś w azjatyckich bezmiarach ludziom przez ludzi, niż by ukazywałtekst patetyczny i cierpiętniczy? Tu zaś jednako swobodnym i, zda się, bezosobowym sposobem autor opowiada, żartami rzecz przeplatając, o sekretach erotycznych Tadżykistanu i o pochodzie dzieci, sławiących Stalina, który unicestwił im rodziców. Znacząca książka!
|