SAWW 1992, str. 234, stan bdb- ISBN 83-85066-98-5 Tamtego dnia zimowego, w słoneczne, mroźne południe, zażywał więc przechadzki. Jednakże był niespokojny, nawiedzały go niemiłe wspomnienia, serce kołatało mu w piersi, czuł się obco ... ... nagle zbliżył się do niego wysoki mężczyzna w trudnym do określenia wieku, o nadzwyczaj jasnej twarzy, której rysy wydały się Łomakinowi jakoś znajome, a zarazem dziwne i niepokojące, gdyż były niewyraźne, zamglone, jak gdyby ten człowiek nosił na twarzy siatkę, a może woalkę. Mężczyzna wyciągnął do Łomakina prawą dłoń i uśmiechnął się jakoś złowieszczo. Pułkownik zatrzymał się na ścieżce, trochę zdezorientowany i zaniepokojony. - O co idzie? Mężczyzna milczał jednak. Jego prawa dłoń zbliżyła się do twarzy Fiodora Iwanowicza Łomakina. Łomakin cofnął się o krok i wówczas zauważył, że u prawej dłoni mężczyzny brak serdecznego palca. Przejął go straszny dreszcz. Ale nie był to dreszcz lęku jaki go nawiedzał, gdy się udawał na ważne rozmowy ze swymi przełożonymi w służbach specjalnych, lecz całkiem odmienny dreszcz, który Fiodor Iwano-wicz Łomakin skłonny był nazwać lękiem metafizycznym, gdyby jeszcze cokolwiek zdążył pomyśleć. Lecz już nie zdążył, ponieważ mężczyzna chwycił go za gardło, a uścisk jego palców był wprost stalowy. Przeniknął on skórę i mięśnie zasłużonego starca, i udusił emerytowanego pułkownika bez litości w ciągu ułamka sekundy.
|